aaa4
Dołączył: 01 Gru 2017
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:53, 01 Gru 2017 Temat postu: |
|
|
-Mam nadzieje, Taka, ze jakos sie oprzesz gwaltom i przekazesz dalej to swoje kolo zycia - powiedziala zona tonem wspolgrajacym z uczuciem, ktore tkwilo u podstaw szczerego wyznania Takashiego, i z taka sama jak on szczeroscia.
-Kiedy dzis lezalem na brzuchu na prowizorycznym moscie i wpatrywalem sie w dziecko, ktore moglo w kazdej chwili zostac zdruzgotane, atakowaly mnie rozne mysli o gwalcie i przypomnialem sobie cala te sytuacje, kiedy jadlem cukier. To nie byl moj nowy sen - powiedzial Takashi i w milczeniu jeszcze raz spojrzal na mnie pytajaco.
Brnac poprzez snieg wrocilem do spichrza, kucnalem jak malpa i widzac jakis ponury zart w tym, ze piec naftowy ze Skandynawii zapalono po raz pierwszy w tej dolinie, wpatrywalem sie w okragle okienko w czarnym cylindrze. W glebi poza nim wznosil sie plomien barwy morza w pogodny dzien i drzal bez przerwy. Niespodzianie nadleciala mucha mierzac prosto w moj nos, zderzyla sie z nosem i spadla na moje lewe kolano. Rozgrzane powietrze unoszace sie od pieca ku sufitowi poruszylo muche, ktora powinna byla pozostawac do wiosny w ukryciu za glowna belka z drzewa keyaki. Tlusta, spasiona mucha byla tak duza, jakiej nigdy dawniej nie zobaczyloby sie w domach mieszkancow tej doliny. Podobnie wielkie muchy mozna bylo zobaczyc w stajni, ale ta nie nalezala do tego rodzaju much, miala wszystkie cechy szczegolne much gromadzacych sie wsrod ludzi, jedynie swoja wielkoscia roznila sie od normalnych. Schwytalem ja jednym zamachem dloni, wykonanym z dziesieciocentymetrowym wyprzedzeniem. Nie mam zamiaru tym sie chwalic, ale uwazam sie za mistrza w lapaniu much. Wypadek, w ktorym stracilem zdolnosc widzenia prawym okiem, zdarzyl sie w srodku lata, wiec kiedy lezalem wracajac do zdrowia, zbieralo sie wokol mnie mnostwo much i draznilo sie ze mna. Wtedy mscilem sie na nich, doskonalac technike chwytania i cwiczac rownoczesnie wyczucie perspektywy ogladanej jednym tylko okiem.
Podziwialem przez chwile muche, gdy tak wila sie miedzy koniuszkami palcow. Doszedlem do wniosku, ze naprawde jest podobna do chinskiego znaku "mucha". Lekko scisnalem koniuszki palcow i rozgniotlem ja, a palce zwilgotnialy od plynu z jej ciala. Mialem wrazenie, ze trudno bedzie oczyscic zabrudzone palce. Zmyslowe odczucie obawy otoczylo mnie dokola i wsaczalo sie do wnetrza niby cieplo od pieca. Ale otarlem tylko palce o spodnie na kolanach. I siedze tutaj skulony, bez ruchu, z odretwialym cialem, jak gdyby zdechla mucha byla czopem zamykajacym osrodek motoryczny moich funkcji nerwowych. Wlasna swiadomosc utozsamilem z plomieniem drgajacym w okraglym okienku pieca. W zwiazku z tym moje cialo znajdujace sie po tej stronie okraglego okienka jest niczym wiecej, jak tylko pusta powloka. Przyjemnie jest w ten sposob spedzac czas, uciekajac od odpowiedzialnosci za cialo. Zaschlo mi w gardle, zaczyna swedzic i palic. Gdy myslalem o tym, ze na gornej, plaskiej czesci pieca nalezaloby postawic czajnik z woda, zdalem sobie sprawe, ze nie tylko nie wroce do Tokio jutro rano, ale ze bede musial spedzic wiele dlugich dni na pietrze tego spichrza. Bowiem uszy mi mowia, ze snieg nastal na dobre. Nawet gleboka noca w dolinie otoczonej lasem, gdy uszy przywykna do reagowania na subtelniejsze szmery tej glebokiej ciszy, uslysze jeszcze zadziwiajaca game dzwiekow. Ale teraz dolina pograzona jest w absolutnej ciszy. W dolinie i calym obszarze otaczajacego ja rozleglego lasu nawarstwiajacy sie snieg wchlonal wszystkie dzwieki. Pustelnik Gii, ktory - jak mowia - nadal prowadzi samotne zycie w glebi lasu, mimo ze jest przyzwyczajony do codziennego milczenia lasu, odczuwa chyba jakis niezwykly niepokoj w tym doskonalym nieistnieniu dzwiekow w otulonej sniegiem glebokiej nocy. Gdyby pustelnik Gii zamarzl na smierc w lesie pod sniegiem, czy ludzie doliny znalezliby kiedykolwiek jego cialo? O czym moze myslec pustelnik Gii lezac w ciszy mroku pod gromadzacym sie sniegiem, twarza w twarz z taka oto aspoleczna smiercia? Czy bedzie milczal, czy tez bedzie bez przerwy mowil do siebie? Pustelnik Gii w glebi lasu moze wykopac sobie jame, gleboka i prostokatna, i taka, jaka ja mialem tylko przez jeden dzien w ogrodzie za wlasnym domem, i moze sie w niej skryje przed sniegiem. Wlasna jame za domem wypelnilem czyms tak banalnym jak zbiornik na smiecie. Dlaczego bardziej nie szanowalem tej jamy? Wyobrazilem sobie dwa doly obok siebie w glebi lasu; w starym - pustelnik Gii, w nowym - ja, obaj siedzimy obejmujac kolana i moczac tylki, i spokojnie czekamy. Wydaje mi sie, ze slowa,,czekamy" uzylbym kiedys w pozytywnym sensie, ale teraz w mojej glowie pojawia sie ono w sensie najbardziej negatywnym. I mysle jednoczesnie, ze wlasnie teraz jestem w takim nastroju, iz zaakceptowalbym bez strachu i odrazy wlasna smierc pod ziemia i zwirem, ktory wydrapywaly moje wlasne palce na dnie jamy. Podczas zamieszania zwiazanego z podroza do rodzinnych stron systematycznie schodzilem coraz nizej,,w dol". A potem, gdy juz rozpoczalem samotne | zycie tu na pietrze w spichrzu, moglbym pomalowac twarz cynobrem, wepchnac ogorek do odbytnicy i powiesic sie bez przeszkod z czyjejkolwiek strony. W dodatku miejsce to jest nawet odpowiednio wyposazone, sa tu belki z drzewa keyaki, ktore przetrwaly juz sto lat. Ale watek tych szalonych mysli obudzil we mnie na nowo lek i odraze, nagle powstrzymalem ruch glowy zwroconej ku gorze, by potwierdzic istnienie wielkiej belki z drzewa keyaki...
W srodku nocy rozlegly sie na podworzu dzwieki, przypominajace stapanie konia po mokrej ziemi. Slychac bylo jedynie zlewajacy sie gluchy odglos stapania, poglos pojedynczych krokow wchlaniala powierzchnia ziemi. Wytarlem owal w ksztalcie starodawnego lustra w podluznym zamglonym oknie (taka modernizacja czesci spichrza zostala przeprowadzona pod koniec wojny, kiedy przygotowywano sie na przyjecie przesiedlencow; zalozono wtedy swiatlo i urzadzenia sanitarne z jednej strony spichrza, ale w koncu przesiedlency nigdy tu nie weszli, trzymali sie raczej z dala uslyszawszy pogloski o szalenstwie mojej matki) i kiedy spojrzalem w dol, zobaczylem nagiego Takashiego, biegajacego w kolo po zasypanym sniegiem podworzu. Swiatlo latarni spod okapu, wzmocnione odbiciem od sniegu na ziemi, na dachu i kilku rodzajach krzewow, zalewa biale podworze blaskiem przypominajacym niewyrazne swiatlo zmierzchu. Snieg pada bez ustanku. Ksztalty linii utworzonych przez platki sniegu w ciagu sekundy wydaja sie nie ulegac zmianie przez caly czas lotu w przestrzeni nad dolina, i rodzi sie dziwne przekonanie, ze niemozliwe sa inne ich ruchy. Realnosc jednej sekundy przedluzona jest w bezkres. I tak jak warstwa sniegu wchlonie dzwieki, kierunek uplywajacego czasu rowniez zostanie we-ssany i zagubiony wsrod ustawicznie padajacych platkow. "Czas" wszechobecny. Biegajacy nago Takashi jest mlodszym bratem pradziadka, jest tez moim bratem. Wszystkie chwile stulecia gesto nakladaja sie na ten wlasnie moment w czasie. Nagi Takashi wstrzymuje bieg i przez chwile chodzi, nastepnie kleka na sniegu i obiema dlonmi glaszcze jego powierzchnie. Widze chude wystajace posladki i szczuple, lagodnie zagiete plecy, przypominajace grzbiet owada o niezliczonych stawach. Nagle Takashi wykrzyknal gwaltownie: "A! a!, a!", i zaczal tarzac sie po sniegu.
Oblepiony sniegiem nagi Takashi wstal, odszedl wolno w krag swiatla latarni pod okapem; jego nieproporcjonalnie drugie rece zwisaly beznadziejnie, zupelnie jak u goryla. Ujrzalem prosto sterczacy czlonek. Podobnie jak zgrubiale muskuly piersi atlety, sprawial wrazenie stoicko kontrolowanej sily i osobliwego patosu. Takashi nie przyslonil stojacego czlonka, podobnie jak nie kryl bicepsow. Gdy wchodzil w otwarte drzwi, dziewczyna czekajaca na niego w kuchni zrobila krok do przodu i owinela nagiego w rozpostarty recznik kapielowy. Serce skurczylo mi sie z bolu. Nie byla to jednak moja zona, lecz Momoko. Bez wahania przyjela w rozpostarty recznik Takashiego, ktory nie kryl stojacego penisa, kiedy zblizal sie ku niej drzacy z zimna. Jak dziewicza mlodsza siostra - pomyslalem. Milczac weszli do srodka, drzwi wejsciowe zamknely sie za nimi, a na podworzu oswietlonym latarnia pozostal zastygly w sniegu ruch, kryjacy sto lat w jednej chwili. Mialem wrazenie, ze przeniknalem glebie wnetrza Takashiego do poziomu, jakiego nigdy przedtem nie siegalem. Jesli nawet nie bylo dla mnie jasne ich znaczenie, bylo w kazdym razie potwierdzeniem ich istnienia. Ciekawe, czy do jutrzejszego ranka nowy snieg zakryje slady utworzone przez Takashiego? Nikt chyba - moze tylko pies - nie eksponuje sterczacego penisa tak otwarcie i patetycznie, bez specjalnego celu. Dzieki akumulacji doswiadczen w nieznanym mi swiecie ciemnosci Takashi, niby samotny kundel, stal sie szczery i bezposredni. I jak pies nie moze wyrazic slowami swojej melancholii, tak ciezki splatany wezel w glowie Takashiego nie da sie rozplatac za pomoca jakiegokolwiek jezyka zrozumialego dla innych ludzi. Usnalem, zastanawiajac sie konkretnie nad tym, jak czulbym sie w rzeczywistosci, gdyby weszla we mnie dusza psa. Nietrudno wyobrazic sobie w mroku celowo spreparowanego psa, ktoremu do wielkiego, rudego i tlustego cielska przyklejono moja glowe. Pies miedzy tylne lapy podwija ogon podobny do dlugiego, grubego i okraglego bata, zakrywa genitalia i patrzy na mnie pytajaco, wynurzajac sie z mroku. Nie jest to pies tego rodzaju, kto
Post został pochwalony 0 razy
|
|